'Nie wierzę w The Beatles'. Pięćdziesiąt lat po

Sprzedali najwięcej płyt w historii muzyki - szacuje się, że więcej niż pół miliarda. Wydali ponad 230 premierowych piosenek, wiele zcoverowali. Paul, John, George i Ringo - najsłynniejsza czwórka w historii muzyki. Uznaje się, że równo 50 lat temu oficjalnie rozeszły się ich drogi. Miłośnicy twórczości Beatlesów dzielą się na tych, którzy żałują, że grupa się rozpadła i na tych, którzy traktują zmiany jako coś normalnego. W końcu mogło stać się jeszcze pod jej szyldem wiele dobrego, a ilość premierowych, potencjalnych dźwięków mogła być duża i nadal rewolucyjna dla przemysłu muzycznego. Z drugiej jednak strony - jak potoczyłoby się to wszystko, gdyby do rozpadu nie doszło? Nadszedłby krótko po? Może graliby do dziś? A co z utworami, które nagrywali podczas swoich solowych karier? Czy świat byłby uboższy o Imagine, a może o kultowy przebój lat 80. Say, Say, Say?

A co jeśli..? Takie pytanie zdaje się nie mieć sensu, nie ma alternatywnej rzeczywistości. Zespół nie istnieje od pięćdziesięciu lat, a muzyka nadal rezonuje. Co dziwi m.in. Paula McCartneya, który przyznał w kilku rozmowach, że sądził, iż wszystko co zrobili pod szyldem The Beatles potrwa maksymalnie dekadę. Nie mógł się bardziej mylić. Skoro teraz patrzymy na Beatlesów jako jeden z najważniejszych zespołów w historii oraz jedno z najbardziej ekscytujących zjawisk kulturowych ostatniego półwiecza to narzuca się pytanie - skoro wszystko było tak świetne, to dlaczego kwartet się rozpadł? Jak doszło do rozwodu muzycznego duetu Lennon/McCartney? Co zaczęło zgrzytać w tej - dotychczas wydawałoby się - idealnie naoliwionej maszynie? 

We're gonna play the sue me, sue you blues (Daily Mirror, 10.04.1970)

Pierwsza myśl - to wszystko przez Yoko Ono! Ta kobieta owinęła sobie Johna wokół palca, wzbudziła jego ambicje, rozbuchała ego, a ten olał kolegów. Nawet ponoć sam Paul stwierdził, że nikt nie jest w stanie przeżyć jej obecności podczas sesji nagraniowych. Może tak, może nie - choć ja nie doszukiwałbym się w tej teorii większego sensu. Na pewno Yoko pobudziła ambicje Johna, pokazała mu, że może stać się niezależnym artystą. Jednak z miłości i dla miłości robi się wiele, ale to nie tak, że Yoko pstryknęła palcem, a zespół się rozpadł. W mojej opinii największe znaczenie miały tutaj osobiste ambicje członków oraz zwyczajne "rozejście się" artystycznych dróg.

Przez pierwsze lata działalności grupy chodziło o granie, o wybicie się - o przeżycie. Chłopakom nie brakowało muzycznych pomysłów, a razem z dobrym marketingiem i PR-em zrobionym przez ich menadżera, Briana Epsteina byli gotowi podbijać świat. Patrząc jak wiele poświęcali, by dojść do punktu, w którym się znaleźli od razu można stwierdzić, że żądza przebicia się na rynku muzycznym (całkiem innym od tego jaki znamy teraz) była ogromna. Tylko od lutego 1961 do sierpnia 1963 zagrali 292 koncerty w samym Cavern Club w Liverpoolu. W między czasie podróżowali też m.in. do Hamburga. 30 miesięcy i prawie 300 koncertów. Słowem - byli bardzo zawzięci. Na pierwszych występach grupy widownia liczyła po kilkanaście osób. Ich ostatni koncert dla publiczności odbył się w sierpniu 1966 roku w Candlestick Park w San Francisco. Tam zagrali dla - największej wówczas publiczności - 55 tysięcy osób.


Podczas jednej z pierwszych sesji w EMI Studios. (6.06.1962)

Gdy na przełomie 1963/64 wybuchła Beatlemania grali więcej, a w tym czasie tworzyli nową muzykę. Najbardziej płodny był oczywiście duet Lennon/McCartney, choć pisarski talent George'a zaczął wypływać coraz mocniej. W 1966 skończyły się koncerty, a zaczął nowy rozdział - muzycy stawiali na swoje kompozycje, próżno było szukać na ich nagraniach coverów rock'n'rollowych standardów. Z każdą kolejną płytą coraz bardziej można było odczuć charakter danego utworu - miłosne ballady Paula, zabawy słowem Johna, czy duchowe rozważania George'a. Coraz większy indywidualizm wciąż jednak sklecał płyty, które pomimo tak dużej różnorodności muzycznej i tekstowej nadal brzmiały spójnie i - co najważniejsze - były po prostu kawałem dobrej muzyki.

W 1967 zmarł Brian Epstein - człowiek odpowiedzialny za początkowe kontrakty oraz komercyjny sukces Beatlesów. Nie był jedynie ich menadżerem, był też przyjacielem każdego z muzyków. To on "scalał" te odmienne osobowości, sprawował pieczę nad najważniejszymi wizerunkowymi (oraz muzycznymi) poczynaniami zespołu. Tracąc Briana stracili decyzyjną osobę, którą musieli kimś zastąpić. Jakiś czas później zachłysnęli się kulturą Wschodu, a rolę ich duchowego przewodnika zajął guru Maharishi. Beatlesi w Indiach szukali przede wszystkim odpoczynku od sławy, ale też odpowiedzi na pytanie "Na co nam to wszystko?". Do rozstania z Maharishim doszło bardzo szybko, bo, jak oficjalnie mówili Beatlesi, Maharishi był chciwy, a oni nie chcieli zagrać w filmie, który planował nagrać z nimi guru. Podczas pobytu w Indiach dochodziło do kłótni między Beatlesami, które stały się odtąd nieodłącznym elementem ich współpracy. Między innymi w studio wyczuwalne było napięcie pomiędzy duetem Lennon/McCartney. Paul krytykował eksperymentalne Revolution 9, a John natomiast miał dość lekkich piosenek jak Honey Pie czy Martha My Dear.


Maharishi, Beatlesi i ich partnerki. Indie (1968)

Po powrocie z Indii nadszedł kryzys związany z menadżerowaniem grupą. Paul na miejscu zarządcy widział Lee i Johna Eastmanów, czyli ojca oraz brata jego żony, Lindy. Pozostali Beatlesi popierali Allena Kleina, managera Rolling Stonesów. Na przełomie roku 1968-69 po raz pierwszy na krótki czas ze składu odchodzili Ringo oraz George. Mimo wszystko były to swego rodzaju "niepoważne odejścia", bo po jakimś czasie muzycy znów grali razem. Po raz ostatni cała czwórka spotkała się w studio 18 sierpnia 1969 podczas ostatnich szlifów nad albumem Abbey Road. Miesiąc później, 20 września John poinformował resztę zespołu, że odchodzi. Nie było tylko wiadomo, czy odejście Lennona jest długotrwałe, czy chwilowe jak bywało w przeszłości. Wydali płytę, a każdy zajął się sobą, ale ta rozłąka nie była niczym przyjemnym, bo zwiększała tylko dystans między muzykami.

Ponad pół roku później, 9 kwietnia 1970, Paul McCartney udzielił wywiadu promującego swój solowy album, McCartney. W odpowiedzi na zadawane pytania w formie Q&A stwierdził, że nowy album to odpoczynek od The Beatles. Media uznały jego wypowiedź za odcięcie się od zespołu i oficjalne potwierdzenie, że to koniec Beatlesów.  Dzień później twarz Paula była na pierwszej stronie gazet. Świat fanów Beatlesów legł nagle w gruzach, a same wystąpienie Paula pogorszyło tylko już napięte stosunki - pozostali poczuli się zdradzeni jego "sposobem promocji płyty". Z perspektywy czasu wiemy już, że 30 stycznia 1969 Beatlesi zagrali swój ostatni koncert, a 18 sierpnia 1969 ostatni raz spotkali się w studio. Choć wszyscy marzyli o choć jednorazowym reunionie, to rok 1980 na zawsze zniweczył te marzenia. W 1973 roku George Harrison śpiewał:

"It's funny how people, just won't
Accept change
As if nature itself - they'd prefer re-arranged"

Te słowa najlepiej określają stosunek Beatlesów do zespołu i wzajemnych relacji. I moim zdaniem w utworach z płyty Harrisona All Things Must Pass oraz Living in The Material World najłatwiej odnaleźć analogie do ich ówczesnej sytuacji. Zespół to organizm składający się z kilku połączonych elementów. Kiedy jeden zaczyna szwankować - cierpi cały. Moim zdaniem rozpad Beatlesów był naturalnym procesem. Człowiek potrzebuje zmian, potrzebowali ich także muzycy. I raczej jestem po stronie tej frakcji, która uważa, że wiele świetnych utworów (Child of Nature, protoplasta Jealous Guy, beatlesowska wersja Junk, All Things Must Pass) brzmiało jeszcze lepiej w wersji solowej. 

22 sierpnia 1969. Ostatnia sesja zdjęciowa The Beatles. Każdy patrzy w inną stronę.

W 1970 doszło do rozpadu, ale też rozwoju kariery każdego z Beatlesów. Podczas trwającej 8 lat kariery dostaliśmy dwanaście oficjalnych longplayów. W samym 1970 - pięć solowych płyt każdego z Beatlesów (Ringo wydał aż dwie). I tak lata siedemdziesiąte stały się niekończącym się muzycznym pojedynkiem między niegdyś zgranym duetem Lennon/McCartney. Paul atakował w Too Many People, a do walki dołączał także George, który nie wahał się zagrać solówki w atakującej Paula piosence How Do You Sleep? Lennon zaśpiewał, że nie wierzy w The Beatles, a wierzy w siebie i Yoko. Dał tym do zrozumienia, że ludzie stworzyli wokół zespołu otoczkę "kultu", a to wszystko co pod jego szyldem robili to maska. Swoją post-beatlesowską twórczością otworzył oczy pokoleniu, które dorastało z jego muzyką. Mieliśmy też wiele innych, przyjaznych epizodów - to George napisał piosenkę dla Ringo, a zaraz Paul spotkał się z Johnem (ich słynny jam z ostatniego spotkania w 1974). George natomiast pozostał (przynajmniej przez pierwszą połowę lat 70.) w tematyce uduchowienia, a Paul szukał nowych muzycznych dróg zakładając zespół Wings. Ringo - pozostał Ringo.

Paul McCartney od początku 1970 do 1980 wydał 10 płyt. John oraz Ringo - po siedem, a w końcu George - sześć. W sumie 30 płyt wypełnionych premierowymi utworami. Jak już wspominałem wcześniej, razem ze śmiercią Lennona (8.12.1980) skończyły się nadzieje na ponowne zejście się Beatlesów. Trójka z nich, nazywana odtąd przez prasę The Threetles, już w 1981 roku spotkała się w studio by nagrać All Those Years Go, utwór-hołd dla Johna. A w 1994 pracując nad Antologią także spędzali ze sobą czas, co zaowocowało wydaniem dwóch premierowych utworów - Real Love oraz Free As A Bird.

The Threetles. Uwielbiam to zdjęcie! (lata 90.)

Rozpad Beatlesów dał nam, ale dał też im. Wychodzę z założenia, że większość nawet najlepszych zespołów z czasem traci ikrę. Weźmy na tapet Rolling Stonesów. Grają nadal, a zaczęli niemal dokładnie wtedy co Beatlesi. Jako ich ogromny fan zdaję sobie sprawę, że pod koniec lat 70. nastąpiło wypalenie, z krótkim przebłyskiem 'muzycznej frajdy' w roku 1989 i albumem Steel Wheels. Potem nastąpiło to już na mniejszą skalę w 1997 wraz z wydaniem Bridges to Babylon. Następnie na dobrą piosenkę (mowa o Doom and Gloom, które z tego co pamiętam aspirowało do globalnego hitu) musieliśmy czekać aż 15 (!) lat. Beatlesi tyle nawet nie istnieli! W 2016 wrócili do bluesowych korzeni i dostaliśmy coś, na co fani od jakiegoś czasu bardzo liczyli. Może gorliwi fani Stonesów poczują się urażeni, choć mam nadzieję, że nie, bo chcę tu tylko pokazać, że w ich przypadku też grupa otarła się o rozpad (w latach 80.). I tu też można zadać pytanie - co by było gdyby?  Beatlesi na pewno tego uniknęli. Można oceniać gorsze i lepsze momenty z kariery solowych muzyków, ale ciężko powiedzieć o którejś z płyt Beatlesów, że jest słaba. Najlepiej ich podejście do muzyki obrazuje to, że zawsze mam wrażenie jakby ich kariera była czymś w stylu - wchodzę do studia, robię co mam robić i wychodzę. Tą muzyką zmienili świat, ale wszystko czego dokonali takie miało być, od początku do końca. Spotkanie się czterech tak wybitnych muzycznych umiejętności w jednym mieście, ich pochodzenie z tak bliskich odległości, później wielka kariera - The Beatles w ogóle było zjawiskiem, które trudno nazwać. A jego rozpad także był składowym elementem, który stworzył legendę.

Paul i George podpisują dokumenty rozwiązujące zespół (19.12.1974)

Mija równo 50 lat. Legenda Beatlesów jest silniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Abbey Road i Sierżant Pieprz są w czołówce najlepiej sprzedających się płyt winylowych. W 2019! To brzmi nierealnie, a jednak. Paul McCartney oraz Ringo Starr nadal koncertują. I choć Paul też chciał się uwolnić przez pewien czas od muzyki Beatlesów, to teraz na koncertach gra głównie ich utwory.  A od czasu pierwszej płyty wydał ich 25. Na koniec najlepiej będzie posłuchać tych kilku najlepszych solowych utworów. Oraz tego co mogło zostać wydane pod szyldem The Beatles, ale znalazło swoje miejsce na autorskich płytach. Dzięki! 😎

1. Paul McCartney - Maybe I'm Amazed (1970)


2. George Harrison - Give Me Love (Give Me Peace On Earth) (1973)


3. Ringo Starr - Photograph (1973) - współtworzona z Harrisonem


4. John Lennon - Mind Games (1973)


PS. Te utwory powstawały gdy zespół się rozpadł lub krótko przed/po. Mogły znaleźć się na potencjalnym następcy Let it Be. Ale to już chyba bardziej moja fantazja..

Komentarze

Popularne posty